BAJKA DLA AGI
Karolina Cegiełkowska
akryl na płótnie 60x120cm
Była sobie raz królewna.
Zakręcona.
Całymi dniami biegała w kółko.
Już jej się kręciło w głowie, ale nie umiała przestać.
Ciągle w lewo i w lewo.
Po spirali w dół.
A kręgi były coraz mniejsze
i coraz ciaśniejsze.
Miała wrażenie,
że się zaraz udusi.
Czuła,że ma ściśnięte gardło.
Mimo wszystko coś ją ciągle ściągało w dół.
I trwało to całe wieki.
I nadszedł taki dzień że się królewna zatrzymała.
Bo się zaklinowała !
I to było jeszcze gorsze.
Nie mogła się ruszyć ani w jedną ani w drugą stronę.
I co ja teraz zrobię ? Pomyślała.
Pewnie umrę tu z głodu.
I trwała by tak jeszcze długo w takim zawieszeniu, gdyby nie to że zaczęło jej kapać na głowę.
Kropelka po kropelce.
Kap, kap.
Nie dające spokoju.
Kap, kap, kap
.
.
.
.
.
.
To było naprawdę irytujące
i coraz bardziej bolesne.
I wtedy królewna podjęła decyzję.
Koniec ! Coś z tym trzeba zrobić.
Skupiła się na swoim centrum. Na swoim wnętrzu.
Na pomarańczowej skoncentrowanej energii w dole jej brzucha.
Teraz albo nigdy. Pomyślała.
I eksplodowała.
I cała sztywna struktura ją otaczająca razem z nią
się r o z p a d ł a
I królewna w jednej chwili była wszędzie.
I była lekka i swobodna.
Rozpadnięta na miliony małych kawałków poczuła ulgę i szczęście.
A wokół było cicho.
Bardzo cicho.
Teraz mogę zajrzeć w każdy zakątek świata.
I miliony małych kawałków królewny otoczyły kulę ziemską.
I przyglądały jej się ze spokojem.
Aż w pewnym momencie jedna z nich zaczęła delikatnie drgać,
czym dała impuls pozostałym.
Wibracje spowodowały, że te kawałki zamieniły się w małe,
krystalicznie czyste kropelki.
I spadły na ziemię w postaci niebiańskiego deszczu.
. . . . . .
. . . . . .
. . . . . .
. . . . . .
. . . . . .
. . . . . .
I przeniknęły do gleby. A potem jeszcze głębiej – do jądra ziemi.
I tam się znów spotkały.
I opowiadały sobie co widziały i , gdzie były i co przeżyły.
Opowiadały z zapałem i słuchały z zainteresowaniem.
Zgromadzone wszystkie razem posiadały mądrość całego świata.
I jak już się nagadały, uformowały się w złotą kulę, która pięknie błyszczała.
Szkoda żeby taka piękna złota kula schowana była we wnętrzu ziemi,
gdzie nikt jej nie widzi – powiedział Bóg.
I wystrzelił z nieba piorun, który uderzył w ziemię
i zrobił w niej rysę – głęboką aż do jej wnętrza.
I światło spotkało się ze światłem.
Energia wewnętrzna zasilona została energią zewnętrzną.
Teraz już zawsze będziemy razem.
Musisz tylko wykonać jeszcze jeden wysiłek i wydostać się na zewnątrz.
I złota kula zaczęła przedzierać się przez wąską szczelinę jak przez kanał rodny.
I z każdym dniem było łatwiej.
Kanał był coraz szerszy i coraz jaśniejszy.
Aż przyszedł dzień, w którym złota kula poczuła się swobodnie.
I rozprzestrzeniła się trochę.
A potem jeszcze trochę i jeszcze bardziej.
Aż stała się wielka i jasna jak słońce.
I o to chodziło.
Po co być królewną zamkniętą w wieży
skoro można być jak słońce
i rozświetlać świat roślin, zwierząt i ludzi.
Dodawać im otuchy, nadziei,
przedzierać się przez zachmurzone umysły
i docierać prosto do serca.
Fajne
OdpowiedzUsuń